Chciałabym bardzo serdecznie podziękować każdej osobie, dzięki której te rekolekcje mogły się odbyć oraz Panu Jezusowi, za to, że zaprosił na nie mnie i mojego męża. Ja poroniłam dwa razy, to były do tej pory moje jedyne dwie ciąże, nie mamy innych dzieci. Jest to dla mnie trudny temat, który poruszam jedynie z najbliższymi mi osobami. Wiele innych osób z mojego otoczenia nawet nie wie, że byliśmy w ciąży. Oba poronienia były w pierwszym trymestrze, wczesną ciążę można było ukryć. Na te rekolekcje zostaliśmy zaproszeni przez samego Jezusa. Nie znaliśmy wspólnoty, nie wiedzieliśmy wcześniej o mszach oraz rekolekcjach. To sam Jezus nas na nie zaprosił. Pierwszy wieczór był dla mnie bardzo ciężki, ciągle płakałam. Prawdę mówiąc często zdarza mi się płakać, szczególnie na mszy św., czy tak po prostu w ciągu dnia. Czasem wystarczy czyjeś słowo, pytanie typu: czy Ty nie jesteś w ciąży? albo Kiedy będziesz w ciąży? Bardzo mnie to denerwuje, niby żyjemy w czasach kiedy ludzie tak walczą o wolność kobiet, biorą udział w marszach "równości", ci sami ludzie nie potrafią uszanować mojej "wolności" i dopytują się kiedy i czemu jeszcze nie. Osoby, dla których małżeństwo nic nie znaczy, a już na pewno czystość uważają, że skoro niedawno wzięłam ślub to już muszę być w ciąży albo już powinnam mieć dzieci. Nie mają wrażliwości, nie pomyślą ile małżeństw ma problem z poczęciem, albo jeśli się uda to maluszek szybko zabierany jest do nieba. My mamy dwa aniołki w niebie i dzięki rekolekcjom upewniłam się w tym przeświadczeniu. Jezus jest większy niż śmierć i wiem, że nie muszę martwić się o moje dzieci, ponieważ one są już szczęśliwe. Tam zdałam sobie sprawę że bardziej martwię się o siebie i o moją przyszłość. Co do samych rekolekcji to oboje z mężem jesteśmy pod ogromnym wrażeniem dojrzałości i wiary osób w nie zaangażowanych. Dawno już nie spotkałam księży, którzy całym sobą żyją ewangelią, po których widać jak bardzo wierzą. Spotkania z duchownymi, psychologami podzielone na poszczególne części na koniec dnia złożyły się w jedną całość. Dzięki słowom wsparcia, ale także wytłumaczeniu wielu wątpliwości i moich złych interpretacji oraz modlitwie poczułam spokój, którego nie czułam już od dawna. Niby ciągle powtarzam sobie, że ufam Panu, że jakikolwiek On ma plan to będzie dla mnie dobre, ale w ten weekend uświadomiłam sobie, że próbuję sobie sama to wmówić, ale tak nie wierzyłam. Ciągle martwiłam się co będzie dalej, czy i kiedy zajdę w kolejną ciążę i czy uda się ją donosić, a co jeśli znów stracimy kolejne dzieciątko? Bardzo mnie to niszczyło. Dopiero gdy usłyszałam kilkukrotnie, że moje myślenie jest błędne i że powinnam skupić się na teraźniejszości, a przyszłość zostawić Panu Bogu zrozumiałam, że to wszystko to podszepty złego. Wiem, że rekolekcje to dopiero początek i że nie będzie łatwo zmienić swoich myśli, odsuwać obaw, ale wiem, że nie jestem sama, że nie ja jedna mam takie dylematy. Wiem też, że muszę więcej się modlić, szczególnie w chwilach gdy znów przyjdą czarne myśli i że jedynie msza św., na której mogę spotkać swoich synków i adoracja może przynieść mi ulgę i rozpalić nadzieję.
Straszyn 2019