Po urodzeniu pierwszego dziecka długo nie mogłam zajść w ciążę. W sierpniu 1980 roku pojechaliśmy z mężem i naszym synem do Szczyrku na wczasy. Pewnego dnia mąż z synem i przyjacielem pojechali do Kalwarii Zebrzydowskiej a ja poszłam do Sanktuarium Maryjnego w Szczyrku. Zobaczyłam księgę gdzie ludzie wpisywali podziękowania i prośby. Ja też to zrobiłam, dziękowałam za syna i prosiłam, żeby nie został jedynakiem, aby Matka Boża mnie wysłuchała i podarowała nam córkę a jemu siostrę. W lipcu 1981 roku urodziła nam się Monika. Przy porodzie były komplikacje, nie z córką ale ze mną, wszystko dzięki Bogu skończyło się dobrze. Nasze życie toczyło się spokojnie, były lepsze okresy i trochę gorsze ale zawsze razem i zawsze szczęśliwie. Aż przyszedł rok 2017. W maju po badaniu okazało się, że mam złośliwego raka piersi, w czerwcu jedna operacja, w lipcu druga, po miesiącu skierowanie na naświetlania. We wrześniu wybraliśmy się z mężem na pielgrzymkę po sanktuariach Europy. W czwartym dniu pielgrzymki nasza córka uległa poparzeniu a my wracaliśmy do kraju. Nasze dziecko żyło jeszcze miesiąc i 5 dni. Ja w tym czasie byłam w Gdańsku na naświetlaniach a ono w Gryficach w Centrum ciężkich poparzeń. 17 października o 3.40 obudziłam się i wypowiedziałam te słowa: "Jezu ufam Tobie, Ty wiesz co jest dla niej najlepsze, zajmij się tym". Moje dziecko o 3.45 zmarło.
I od tego dnia rozpoczęła się moja żałoba i obwinianie najpierw siebie : o wyjazd na pielgrzymkę, potem Pana Boga, że była z nami za krótko, że nie musiał wysłuchać tej mojej nocnej modlitwy, później Moniki dlaczego nie była bardziej uważna, później winienie mojego męża o wszystko, nawet przeszkadzało mi, że nie tak złożył sweter.
I tak było do soboty. Parę minut po 15 poszłam do kaplicy domu rekolekcyjnego odmówić różaniec i koronkę do Miłosierdzia Bożego, i wtedy zaczęły mi się przypominać obrazy z życia mojego dziecka Moniki. Całe to moje życie przeleciało mi przed oczami i nagle olśnienie - przecież mogło jej nie być, przecież mogło nie być tych wspaniałych chwil jej dzieciństwa, dorastania, dorosłości. Naszych wspólnych wyjazdów wycieczek, pielgrzymek. Stanął mi przed oczami napis pod nutami na jej pomniku „teraz została nadzieja, wiara, miłość”. Potoczyła mi się łza po policzku a na twarzy pojawił się uśmiech, wyszeptałam dzięki Ci Panie i wyszłam z kaplicy. Jestem już spokojniejsza, zawsze będę ją kochać i będę o niej pamiętać, nikt i nic nie wyrwie jej z mojego serca, ale nie będę nikogo winić za to co się stało: wybaczam i proszę o wybaczenie.
Regina
Gdynia 2019