28 listopada 2016

Ania G.

"Nie umieramy na śmierć"

 "Podczas gdy my pozostajemy w cieniu, oni są w światłości obok nas, bardziej obecni niż kiedykolwiek.

Nie widzimy ich ale oni widzą nas. Utkwili oczy pełne chwały w naszych oczach pełnych łez.

Umarli są niewidzialni, ale nie są nieobecni. "Z książki" Dalej niż śmierć" O.Daniela-Ange

 

      Dwa dni, szczęście i dramat, wciąż pamiętam jak dziś i pamiętać będę zawsze: 14 lipca 2004 roku o godzinie trzeciej nad ranem zaczął się poród mojego synka, którego o godzinie 11:00 tuliłam już w swoich ramionach, czując nieograniczoną miłość i radość. Mój czwarty syn, dar od Boga, kiedy lekarze, z racji mojego stanu zdrowia, twierdzili, że dzieci już nie będę miała...A urodził się Kubuś, mój śliczny, zdrowy, a jak się później okazało, bardzo zdolny i utalentowany muzycznie synek.

      I dzień 13 lipca 2016r , kiedy zadzwonił telefon...z najgorszą wiadomością w moim życiu, godz.12:00. I mój świat się zatrzymał...Mój synek Kubuś zginął dzień przed swoimi urodzinkami w wypadku samochodowym.

      Z następnych godzin tego dnia niewiele pamiętam, swój własny rozdzierający serce i płuca krzyk, pogotowie, lekarze, pielęgniarki, wokół zapłakaną moi Bliscy....i pytanie DLACZEGO????

       Kolejne dni mijały podobnie...a około półtora miesiąca po tragedii zaczęłam szukać pomocy, żeby się nie zatracić, nie zwariować , żeby odnaleźć sens mojego życia bez Kubunia, i dla moich trzech starszych synów, męża, który przeżył wypadek. Z Kubusiem, moim najmłodszym synkiem tak bardzo byłam związana jak tylko może być matka z dzieckiem. Z racji choroby autoimmunologicznej nie mogę pracować zawodowo, jestem na rencie, więc przez te 12 lat można powiedzieć, że żyłam życiem moich dzieci, a szczególnie Kubusia bo jest najmłodszy. Jego szkołą, sukcesami, konkursami piosenki, literackimi, religijnymi, w których ciągle uczestniczył, byłam i jestem z niego bardzo dumna. Wnosił taką radość i szczęście
w życie naszej rodziny, ubogacał je. Mądry, zdolny, utalentowany, wyjątkowo wrażliwy, pomagał słabszym kolegom i tym, którym inni dokuczali. 

              I wyprzedził nas ....I poznał już Tajemnicę...

       Szukając pomocy natrafiłam na stronę Wspólnoty po stracie dziecka z Gdańska. Przeczytałam świadectwa rodziców, którzy także stracili dzieci, o przeżywaniu żałoby, słowa ks. Jana, psychologów, spisałam listę książek podanych na stronie, wypożyczałam i czytałam dużo. Zaczęłam pisać maile do Doroty. Pisałam szczególnie wtedy, kiedy mój płacz nie mógł ustać, mój ból nie znajdował ukojenia, kiedy tęsknota tak bolała, że rozrywało mi serce i całe ciało bolało od środka. I ona zaczęła mi odpisywać, a ja czytając słowa pocieszenia, czułam, że rozumie mój ból. I to była w pewnym sensie ulga, świadomość, że nie jestem w tym sama, że jest ktoś, kto jeśli mówi, że rozumie to naprawdę tak jest. 

     Zapisałam siebie i męża na rekolekcje Wspólnoty, które odbyły się w Domu Rekolekcyjnym w Straszynie pod hasłem
"Świętych Obcowanie". Był to czas spędzony na skupieniu, modlitwie, paleniu świec, mszach św, mających piękną oprawę muzyczną, zbliżaniu się do Boga, zawierzeniu Maryi i Panu Jezusowi.....i czułam się tak blisko mojego Kubunia, że mogłam go mocno przytulić szczególnie podczas Komunii św. Piękna muzyka i śpiew wzruszały, ale koiły też ból serca. I wiem już,
że to nie czas leczy rany, jak mówili mi wcześniej ludzie, ale Bóg. Spotkaliśmy też wielu osieroconych rodziców, na różnych etapach żałoby, a rozmowy z nimi umacniały nas, dawały nadzieję, czuliśmy, że jesteśmy zrozumieni, na tym początkowym
i bardzo trudnym etapie życia bez naszego ukochanego synka. Wielkim wsparciem były konferencje, rozmowy
z psychologami, księżmi, spowiedź św. I coraz mniej pytaliśmy: dlaczego? Przestaliśmy obwiniać Boga, siebie samych, że może podjęliśmy złe decyzje, że gdybyśmy inaczej zdecydowali, to Kubuś by żył itp. 

    I choć nadal jest bardzo trudno, każdy dzień jest walką, powolutku uczymy się tego nowego, innego życia bez Kubunia, bez tej radości jaką nam dawał, są chwile załamania i płaczu, kiedy żal serce ściska, ale jesteśmy bliżej Jezusa czując się wtedy blisko naszego synka, wierząc, że dobry Bóg przyjął go do siebie, do wiecznej radości, że przygotował mu mieszkanie w Światłości i szczęśliwości. Odnajduję mojego Kubusia w oczach moich starszych synów, męża, zapachu pięknych kwiatów i w kolorowych skrzydłach motyli.....

    Zawarliśmy nowe znajomości z rodzicami osieroconymi tak jak my, możemy wspierać się wzajemnie poprzez pisanie maili czy rozmowy telefoniczne. Mąż wrócił do pracy a ja zajęłaś się wolontariatem w Bibliotece Parafialnej i zaczęłam uprawiać działkę, gdzie przyroda przypomina mi, że aby narodzić się na nowo, najpierw ziarno musi obumrzeć... Staram się wspierać męża, synów, którzy też cierpią bardzo po stracie swojego młodszego braciszka, którego wychowywali razem ze mną,
z którym wiązali marzenia i plany. Zbliżają się pierwsze bez Kubunia Święta, będzie trudno, na pewno będą łzy...ale będziemy blisko Jezusa, blisko żłóbka Narodzonego Dzieciątka i od Niego będziemy czerpać pokój i nadzieję.

  I już tęsknię do następnych rekolekcji...

 

"Widzialna, słyszalna, dotykalna obecność drogiej mi osoby, której ciała już nie widzę, stanie się duchowa, wewnętrzna. Niekiedy obecność duchowa może być o wiele głębsza niż fizyczna. Bo ci zanurzeni w Życiu są rzeczywiście w pełni żyjący". O.Daniel-Ange

 

 "Nie umieramy na śmierć, umieramy na Życie !" Św.Teresa z Avila

 

                                  Ania

 

Świadectwa
(wszystkie treści są własnością Wspólnoty Rodziców po Stracie Dziecka, kopiowanie i udostępnianie bez zgody zabronione)

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
33 0.048910140991211