21 grudnia 2013

Magda

"Dla Boga nie ma nic niemożliwego"

Bóg wszakże powiedział ,,nie zostawię was sierotami…’’ od tych słów chciałabym rozpocząć moje świadectwo…

Już tak dawno chciałam napisać dla Was, przelać na papier słowa które drzemią głęboko w moim sercu, w sercu które tak samo jak Wasze okropnie cierpiało po stracie dziecka.

Kiedy dowiedziałam się, że zostanę mamą, moja radość była nieopisana. Od samego początku pojawiły się we mnie pokłady uczuć do mojego Dzieciątka. Oboje z mężem bardzo chcieliśmy dziecka, czekaliśmy na nie…chcieliśmy stworzyć dla naszych pociech wspaniałą rodzinę, snuliśmy plany, zastanawialiśmy się nad imieniem dla maleństwa. Ja za wszelka cenę chciałam aby wzrastającemu pod moim sercem dziecku było jak dobrze, bezpiecznie. Byłam bardzo szczęliwa, ale w głębi serca bardzo się martwiłam aby ciąża przebiegała prawidłowo.

W 13 tygodniu ciąży obudziłam się w nocy z przeraźliwym krzykiem ( nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłam), krzyczałam ‘’ mamo’’. Dwa dni później przed wyjściem do pracy poczułam, że coś niedobrego dzieje się z maluszkiem… godzinę później  dowiedziałam się, że serduszko mojego maleństwa nie bije…

Pytania DLACZEGO??? Zadawałam sobie, mężowi tysiące razy, nie chciałam żyć, nie chciałam patrzeć na siebie w lustrze, właściwie, nie chciałam nic, myślałam, że moje serce pęknie z bólu i rozpaczy. Najgorzej był jak zostałam na zwolnieniu sama w domu z martwym dzieckiem pod sercem ( lekarz kazał czekać na samoistne poronienie). Wtedy uświadomiłam sobie, że muszę prosić o modlitwę za mnie za moje dziecko bo sama nie dam rady. Zadzwoniłam do zakonu do sióstr w Matemblewie. Prosiłam o modlitwę i płakałam do słuchawki, siostry dodały mi otuchy powiedziały, że teraz mam anioła w niebie i że mogę się do niego modlić, poprosiły również abym przyjechała pomimo mojej sytuacji na błogosławieństwo dla rodziców oczekujących dzieci oraz proszących o poczęcie dziecka. Kiedy klękałam przed Najświętszym Sakramentem z martwym dzieckiem  w łonie wśród grona mam z okrągłymi brzuszkami z jednej strony z trudem powstrzymywałam łzy, a z drugiej strony kiedy ksiądz wypowiadał słowa modlitwy i prosił aby dzieci narodziły się w dobrym zdrowiu, ja w głębi duszy ofiarowałam swoje dziecko Bogu, prosiłam aby narodziło się dla nieba. Po tym szczególnym nabożeństwie był lżej, nie łatwo ale lżej. Czułam się jak gdyby Bóg przez ten trudny dla mnie czas niósł mnie na swoich ramionach, jestem pewna, że mnie niósł, bo bez Niego nie dałbym rady…

Potem przyszły trudne chwile, szpital, zabieg…w szpitalnej sali Krzyż pomagał mi przetrwać, dodawał mi sił. Czułam obecność cierpiącego Chrystusa. Od samego początku czułam, że muszę zwrócić się z pomocą do Matki Bożej, do Matki która przecież mnie zrozumie bo sama cierpiała z powodu śmierci swojego dziecka. Na jej pomoc nie trzeba było długo czekać. Ona dała mi namacalny znak, że jest ze mną.

 Oboje z mężem zdecydowaliśmy, że chcemy pochować dziecko, zatem trzeba było określić płeć dziecka i nadać mu imię. Ja od początku czułam, że będzie dziewczynka. O imię dla dziecka zapytano mnie tuż po tym jak przestała działać narkoza, byłam jeszcze bardzo otumaniona, ale bez wahania, jakby to było dawno ustalone, nadałam dziecku imię Maria…Kiedy uświadomiłam sobie, że data śmierci mojego dziecka przypada na dzień 15 września – Matki Boskiej Bolesnej byłam już pewna, że Ona jest ze mną, że pomaga mi w tym trudnym czasie. Obcowanie z Nnią, wgłębienie się w tajemnice cierpienia sprawiły, że przeszłam życiowe rekolekcje. Rekolekcje, które mnie oczyszczały.

Pomimo cierpienia, smutku, cały czas prosiliśmy z mężem Boga o dar rodzicielstwa, modliliśmy się do naszego aniołka aby wyprosił dla nas łaski u Boga. Zamówiliśmy w tej intencji Mszę św. w Sanktuarium w  Matemblewie, pojechaliśmy do Rzymu na grób Jana Pawła II prosić Go również w tej intencji… W ciążę zaszłam 3 miesiące po zabiegu, wbrew opiniom dwóch niezależnych lekarzy, którzy stwierdzili wysoką prolaktynę i w związku z tym niemożliwość zajścia w ciąże bez odpowiedniego wcześniej leczenia.

12 września 2010 w dzień św. Gwidona, patrona Sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Matemblewie, przyszła na świat nasza Ania. Wymodlona, bo poruszyłam chyba całe niebo aby się pojawiła. Teraz gdy piszę to świadectwo Ania ma 13 miesięcy i śpi sobie słodko w swoim łóżeczku. Jak tylko będzie w stanie to wszystko zrozumieć opowiem jej, że ma w niebie siostrzyczkę Marię…

Kochani rodzice zaufajcie Bogu, nie traćcie nadziei, oddajcie mu siebie, swoje problemy, smutki, ciężar swojego cierpienia, proście o pomoc Bolesną Matkę, która tak bardzo chce wam pomóc.  Proście a otrzymacie…powiedział sam Bóg.

I miejcie w sercu słowa ,,dla Boga nie ma nic niemożliwego‘’.

 

     Magda                                                                                      

Świadectwa
(wszystkie treści są własnością Wspólnoty Rodziców po Stracie Dziecka, kopiowanie i udostępnianie bez zgody zabronione)

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
34 0.044922828674316