31 października 2008

Aga

Lekarze nie dawali możliwości wyboru

Napiszę trochę o naszym "przypadku". Mam córeczkę, która w marcu skończyła 7 lat. 2.11.2005 r. urodziłam drugą córkę - Marysię. Był to 34 tydz. ciąży. Ale cofnijmy się trochę w czasie. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w drugiej ciąży bardzo się ucieszyłam. Nie tylko ja, mąż też. Bardzo chcieliśmy, żeby nasza córka - Karina miała rodzeństwo. Wszystko wydawało się układać doskonale. Ok. 20 tyg. ciąży miałam wyznaczone usg. Postanowiłam zabrać na nie męża i Karinę. Doktor podczas badania był bardzo skupiony. Karina, jak na złość piszczała, że chce do domu, że jest jej nudno. Lekarz cały czas był skupiony, nic nie mówił. Chciałam poprosić męża (Pawła), żeby wyszedł z nią na korytarz, ale bałam się odezwać. W końcu ginekolog stwierdził, że sprzęt, którym on dysponuje jest bardzo niedokładny i polecił, byśmy zrobili ponowne usg, bardziej dokładne, ze szczególnym uwzględnieniem główki dziecka. Nagle świat zawirował mi przed oczami. Nie mogłam, może nie miałam siły, a może to, iż w gabinecie był Paweł z Kariną spowodowało, iż nie zadawałam więcej pytań. Najgorsze myśli kłębiły się w mojej głowie. 

Usg powtórzyliśmy. Diagnoza, dla mnie zabrzmiała okropnie - bezmózgowie. Dziecko po urodzeniu nie będzie żyło, a jeśli będzie, to bardzo krótko. Dostałam skierowanie do szpitala na Kliniczną. W izbie przyjęć z Pawłem i Karinką czekaliśmy półtorej godziny. W końcu okazało się, że chcą mi zrobić badanie usg (kolejne), by potwierdzić diagnozę. Na badanie czekałam prawie godzinę. Diagnoza potwierdziła się. Zaproponowano nam przyspieszenie porodu. Lekarze nie dawali możliwości wyboru. Opowiadali się za terminacją ciąży. Ja nie miałam odwagi. Nie chciałam ingerencji medycznej w mój organizm. Swoją decyzję konsultowałam z innymi ginekologami (nie związanymi ze szpitalem na Klinicznej). Poza tym bardzo zależało mi na tym, by po odejściu Marysi, szybko zajść w kolejną ciążę. Tutaj ginekolodzy doradzali pozostawienie wszystkiego naturze. Miałam tylko zwracać uwagę na niepokojące objawy organizmu (ból głowy, puchnięcie nóg, rąk i twarzy) mogące wskazywać na zatrucie ciążowe. W międzyczasie poszłam po poradę do zaprzyjaźnionej ginekolog, znajomej moich rodziców. Ta skwitowała moją decyzję słowami: "Po co ci przedłużać ciążę. Usuń "to" (Moja Marysia, to "to"!). Byłam na konsultacji u jednego z Gdańskich profesorów. Na pytanie, czy przy porodzie będzie mógł być mąż, potraktował nas jak przybyszów z kosmosu, pytając z wyrzutem: "A jak pani sobie to wyobraża? Nie ma mowy." 

Wsparcie miałam głównie w mężu i mojej mamie, która bardzo się za mnie w tym czasie modliła. Najgorsze w tym czasie (14 tygodni od momentu postawienia diagnozy do porodu) były pytania moich koleżanek skierowane do Kariny, czy cieszy się z tego, że będzie miała rodzeństwo? Nie bardzo mogłam, a przede wszystkim nie chciałam przy starszej córce mówić o chorobie jej siostry. Delikatnie dawałam do zrozumienia, że dziecko jest chore i nie wiadomo, czy przeżyje poród. Wtedy znajome uciekały tłumacząc się pośpiechem. 

Doczekaliśmy do 34 tyg. Marysia urodziła się sama, niestety martwa. Bałam się ją zobaczyć. Wiedziałam, że ma bardzo zniekształconą główkę (bez kości czaszki, bez mózgu). Poród odbył się bardzo szybko. Trwał tylko 35 minut (w szpitalu), bo w domu zaczął się już wcześniej. Lekarz, który badał mnie w izbie przyjęć oznajmił, że jest już pełne rozwarcie. Szybko zawieziono mnie na salę porodową. Na szczęście mężowi pozwolono być ze mną podczas porodu i po nim. Położono mnie na sali, gdzie byłam sama. Pobyt w szpitalu, poród i to, co działo się później, wspominam dosyć pozytywnie. Lekarz ginekolog, położne odbierające poród, wszyscy (nawet pediatra) byli bardzo spokojni, rzeczowi, służący dobrym słowem.

W trzy miesiące po urodzeniu Marysi zaszłam w kolejną ciążę. Była to w pewien sposób, dosyć ryzykowna decyzja, ponieważ choruję na niedoczynność tarczycy (stwierdzoną w ciąży z Marysią). Cały czas pozostawałam pod ścisłą kontrolą endokrynologa. Wiadomość o tym, że jestem w trzeciej z kolei ciąży, była dla nas, bardzo radosna. Baliśmy się bardzo tego, czy kolejne dziecko nie urodzi się z wadami, jakie miała Marysia. Na jednym z usg, okazało się, że wszystko jest w porządku. Cieszyliśmy się bardzo. Jednak nasza radość nie trwała długo. Z testu potrójnego "wyszło", że nasze dziecko znajduje się w grupie podwyższonego ryzyka i może mieć Zespół Downa. Zaproponowano mi amniopunkcję. Po konsultacji z lekarzem ginekologiem (prowadził wszystkie moje ciąże), zrezygnowałam. Bez względu na wyniki amniopunkcji i tak pewnie zaczekałabym z porodem do naturalnego rozwiązania. Mój lekarz wyjaśnił mi, że zabieg amniopunkcji obciążony jest 1% ryzykiem poronień. Powiedział tak: "Może być tak, że nie znajdzie się pani w tym 1%. Ale jeśli wyniki amniopunkcji nie potwierdzą diagnozy testu potrójnego, okaże się, że dziecko jest zdrowe, a pani poroni, co wtedy?". Postanowiliśmy z mężem, że zaczekamy z poznaniem wyników testu potrójnego, do dnia porodu. Tym bardziej, że wyniki usg nie potwierdzały przypuszczeń dotyczących występowania Zespołu Downa u Julci. Na usg genetycznym wykonywanym pod koniec ciąży pani doktor nie widziała dobrze serduszka dziecka. Skierowała nas na dokładne usg do kardiologa dziecięcego. Czekanie na wizytę u kolejnego lekarza było koszmarem. Na całe szczęście wszystko okazało się być w jak najlepszym porządku z sercem Julci. Malutka urodziła się w 39. tyg. ciąży. W trakcie porodu był jej tata. Z resztą po raz trzeci na izbie porodowej.

Marysię bardzo często wspominamy w naszych rozmowach. Karina na wszelkie uwagi Dziadka, który mówi, że ma dwie wnuczki, stale i niezmordowanie poprawia: "Trzy, Dziadku, trzy!" Przyjęła się w naszym domu pewna tradycja. W czasie wieczerzy wigilijnej stawiamy dodatkowe nakrycie. Na talerzyku stoi aniołek, który symbolizuje naszą Marysię. W ten sposób chcemy uczcić jej obecność wśród nas.

Aga

Świadectwa
(wszystkie treści są własnością Wspólnoty Rodziców po Stracie Dziecka, kopiowanie i udostępnianie bez zgody zabronione)

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
34 0.05831503868103